- Cześć, Rebekah i Katherine - przywitał się Tom, po czym wpuścił je do środka - Muszę przyznać, że wyglądacie przepięknie - dodał.
- Dziękujemy - powiedziały równocześnie.
- Kto jeszcze przyszedł do Ciebie ze szkoły? - zapytała Rebekah.
- Dość dużo osób na przykład Alex, Dylan, Amber, Mick, Samantha... - wyliczał Tom.
- Katherine, poznasz moich przyjaciół - powiedziała Rebekah.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niej. W salonie, do którego właśnie wchodzili było bardzo dużo ludzi. Stanęli przy ścianie, gdyż nie można było przejść nigdzie indziej. Tom puścił muzykę i wrócił do dziewczyn.
- Ile masz lat? - zapytał, zwracając się do Kate.
- Siedemnaście - odpowiedziała szatynka.
- Do której szkoły chodzisz? - znów zapytał.
- Yyy... Uczę się prywatnie - powiedziała Kate.
- A nie myślałaś może o chodzeniu do zwykłej szkoły...? - zaproponował brunet.
- To nie zależy ode mnie, tylko od mojego brata - odpowiedziała Katherine.
Chłopak uśmiechnął się do dziewczyny i pytając podał jej rękę:
- Może zatańczymy?
- Czemu nie? - spytała retorycznie Kate.
W tym czasie Rebekah tańczyła z Alexem, kolegą z klasy. Blondynka bardzo dobrze wiedziała, że Tom będzie podrywał Katherine. Więc żeby Kate nie kusiło, by się z nim umówić, podeszła do nich od razu, gdy skończyli tańczyć.
- Już Cię podrywał? - zapytała Rebekah, kierując swoje słowa do szatynki.
- Może trochę... - odpowiedziała.
- Tom, jakby coś, to może nie mówiłam, ale ona - tu wskazała na młodszą siostrę Harry'ego - ma chłopaka - okłamała blondynka.
- Dobrze... - oznajmił Tom, odchodząc od dziewczyn z rozczarowaniem zarówno w głosie, jak i w oczach.
- Dlaczego go okłamałaś? - zapytała Katerine.
- Żeby nie kusiło Cię, aby się z nim umówić podczas nieobecność Liam'a - oświadczyła Rebekah.
Szatynka uśmiechnęła się do niej, ale jej oczy wyrażały smutek na samo wspomnienie o chłopaku. Impreza trwała już bardzo długo. Dziewczyny nawet nie patrzyły na zegarek, tak dobrze się bawiły. Katherine nie pamiętała już, kiedy ostatnio była na takiej fajnej domówce. Było to chyba jeszcze wtedy, gdy przyjaźniła się z Caroline i mieszkała w Holmes Chapel.
Niestety, przyszedł czas na koniec zabawy, a tym końcem był pewien sms...
"Kate, gdzie Ty jesteś? Powinnaś być już w domu, jest po 22! Za piętnaście minut masz być w moim pokoju i wszystko wyjaśnić!
Harry
Kate szybko pobiegła po Rebkekah, aby powiedzieć jej, że jest już godzina o której miała być w domu. Podeszła do blondynki, która stała parę metrów od niej i powiedziała:
- Rebekah, Harry napisał już do mnie i wnioskuję, że jest wściekły... Musimy się zbierać, za piętnaście minut mam być w jego pokoju i ostro się tłumaczyć.
Dziewczyny pożegnały się z Tomem i szybko pobiegły do domu blondynki, aby się przebrać.
Nagle, do drzwi zadzwonił dzwonek. Rebekah, która domyślała się już, kto mógł przyjść do niej o tak późnej porze i po co, zeszła na dół. Tak jak podejrzewała, w drzwiach ujrzała wściekłego Harry'ego.
- Hej - przywitała się dziewczyna.
- Zawołaj mi tu natychmiast Katherine - powiedział zdenerwowany brunet.
- Kate! Do Ciebie! - krzyknęła Rebekah.
Szatynka zeszła na dół i stanęła obok blondynki. Zapadła kilkusekundowa cisza.
- Czy możesz mi to wyjaśnić? O tej godzinie powinnaś być już dawno w domu - krzyknął Harry, wskazując na tarczę zegarka, który nosił na lewej ręce.
- Trochę się zasiedziałam - wyjaśniła Katerine.
- Zbieraj się, idziemy - powiedział Hazza.
- Nie możesz chociaż raz mi odpuścić? - zapytała Kate.
- Katherine nie denerwuj mnie jeszcze bardziej... - powiedział ostrzegawczo brunet.
- Ale o co Ci chodzi? O parominutowe spóźnienie? - spytała szatynka.
- Katherine, nie dyskutuj, do samochodu - powiedział chłopak głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- Nie - powiedziała odważnie dziewczyna.
- Co Ci strzeliło do głowy? - spytał Harry.
- A do którego roku mojego życia będę musiała Cię słuchać? - spytała nastolatka.
- Co najmniej do osiemnastego, chyba, że będziesz potrzebowała dłuższej opieki, a na to się zanosi - odpowiedział - Idziemy - dodał.
- Powiedziałam już, że nie idę! - powiedziała, a na znak protestu oparła się o ścianę.
Chłopak wziął dziewczynę na ręce i skierował do samochodu.
- To do zobaczenia, Rebekah - pożegnał się brunet, niosąc swoją siostrę do samochodu.
- Puść - krzyknęła, wyrywając się.
- No dobra - skapitulował chłopak - Ale może chodź najpierw po pidżamę do domu
- zaproponował.
- A jaką mam gwarancję, że pozwolisz mi wrócić? - spytała.
- Wypuszczę, nie wierzysz swojemu starszemu bratu? - zapytał brunet.
- Wierzę, bo wiem, że mnie nigdy nie okłamałeś - odpowiedziała Katherine.
- To idziemy - powiedział Harry.
- No dobrze - zgodziła się.
***
Po chwili byli już w domu. Katherine natychmiast pobiegła do swojego pokoju.
Gdy do niego weszła wszystko na pozór wydawało się takie same. Jednak uwagę
dziewczyny zwróciła duża, czerwona walizka, leżąca na środku jej pokoju. Zanim
Katherine zdążyła zorientować się o co w tym wszystkim chodzi, za nią pojawił
się Harry.
- Jutro wyjeżdżamy do matki - oznajmił spokojnym tonem.
- Słucham? - spytała Kate, wściekła na brata.
- Doskonale słyszałaś. Nie wiem, co się z Tobą stało, ale jesteś nie do
wytrzymania. Najpierw płaczesz, nie chcesz jeść, pić, wychodzić z pokoju, nie
masz w ogóle woli życia, a później włóczysz się po jakiś imprezach - kiedy
Harry wypowiedział te słowa dziewczyna popatrzyła się na niego pytającym
wzrokiem - Pojechałem tam za Tobą, a po za tym nie robisz takiego mocnego
makijażu na co dzień - wyjaśnił.
- Okłamałeś mnie - powiedziała tylko, łamiącym głosem.
- Droga wolna, możesz iść do Rebekah, ale rano po Ciebie przyjeżdżam i
jedziemy - odpowiedział Harry.
Szatynka od razu po spakowaniu się wyszła z domu, bez wcześniejszego
pożegnania się. Do domu Rebekah zadzwonił dzwonek. Blondynka poszła otworzyć
drzwi.
- Ooo... Nie spodziewałam się, że Harry puści Cię o tej godzinie samą. Co w
takim złym humorze? - zapytała, wpuszczając dziewczynę do środka.
- Muszę jechać do matki - powiedziała dziewczyna, wchodząc po schodach do
pokoju blondynka.
- Czy to tak źle? - zapytała Rebekah.
- Biorąc pod uwagę to, że Harry odizoluje mnie od większości znajomych, to
tak - wyjaśniła Kate.
- Przynajmniej spędzisz trochę czasu z mamą - odpowiedziała blondynka.
- A może Ty chciałabyś ze mną jechać? - zapytała niepewnie szatynka.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł, przecież to jest Twoja rodzina i to tak
nie ładnie się wpraszać - powiedziała dziewczyna.
- Nie wpraszasz się, ponieważ ja Cię zaprosiłam, a po za tym, mama się
ucieszy, gdy przywiozę koleżankę - oznajmiła Katherine.
- A Harry? Nie będzie zły? - zapytała blondynka.
- Może z początku, ale później mu przejdzie - zapewniła Kate.
- No dobrze - zgodziła się Rebekah.
- To dalej, pakuj się, bo rano wyjeżdżamy - powiedziała szatynka.
Dziewczyna zaczęła pakować walizkę. W niecałą godzinę była gotowa.
- Może chodźmy już spać - powiedziała Rebekah.
- OK - odpowiedziała nastolatka, biorąc pidżamę oraz kosmetyczkę i kierując
się do łazienki.
Gdy tylko były już przebrane, położyły się do łóżka. Rebekah, żeby im się
nie nudziło, wzięła gazetę z tysiącem quizów, które później rozwiązywały. Same
nie wiedziały, kiedy zasnęły.
Obudził je dopiero dzwonek do drzwi.
Zdezorientowana Rebekah spojrzała na Katherine, ta zaś powiedziała:
- To na pewno Harry.
Szybko wstała z łóżka i pobiegła mu otworzyć. Chłopak stał przed drzwiami w
luźnych ciuchach, przygotowany na dość długą podróż. Przed domem w samochodzie
siedział Louis, który uśmiechał się do niej przez otwarte okno. "Jeśli on
bierze Louis'a, to ja mogę Rebekah" - przemknęło jej przez myśl.
- Harry, co byś powiedział na to żeby pojechała z nami Rebekah? - zapytała
grzecznie Katherine.
Wiedziała, że więcej zdziała będąc miłą niż wymuszając na Harrym zgodę.
- Kate... Przecież ona musi się jeszcze spakować, co sądzę, zajmie jej dużo
czasu - powiedział brunet.
- Jest już spakowana - zapewniła Kate.
- Najpierw powinnaś się mnie spytać o zgodę, ale skoro tak, to się zgadzam -
odpowiedział Harry - Dalej, zbierajcie się - dodał.
- Dziękuję, braciszku. Wiedziałam, że się zgodzisz - powiedziała szatynka,
przytulając brata, po czym pobiegła na górę się przyszykować.
Po piętnastu minutach obie dziewczyny były gotowe. Zeszły na dół i wsiadły
do samochodu, gdzie czekał na nich Harry wraz z Louis'em.
Dziewczynom zaczęły nudzić się już po dwudziestu minutach jazdy. Zaczęły zaczepiać siebie nawzajem,
a później chłopaków. Po ich minach widać było, że są już zdenerwowani, ale nic
nie mówili, gdyż stwierdzili, że zaraz im się znudzi i przestaną.
- Czy mogłybyście przestać? - zapytał grzecznie Louis, siedząc na miejscu
pasażera.
- Nudzi nam się - wyjaśniła Katherine, czochrając Harry'ego po włosach i tym
samym niszcząc mu fryzurę.
- Kate! - krzyknął Hazza - Nie macie jakiegoś czasopisma do poczytania? -
zapytał.
- Po co nam czasopismo, skoro Ty wyglądasz tak słodko, kiedy się denerwujesz
- wytłumaczyła nastolatka.
- Nie rób tego więcej - powiedział brunet.
- Dobrze, braciszku - powiedziała dziewczyna, akcentując ostatnie słowo.
Stojąc na czerwonym świetle Harry natychmiast poprawił swoją fryzurę, z
czego nastolatki zaczęły się śmiać, a z nimi Louis.
- No co? - zapytał chłopak.
- Ty masz jakąś obsesję na punkcie swoich włosów - oznajmiła Katherine,
udając, że poprawia swoją fryzurę w podobny sposób, jak Harry.
- A Ty na prostowaniu! Nie naśladuj mnie - odpowiedział.
- Ja już nie prostuję włosów, wyszłam z tego - zaprzeczyła dziewczyna, unosząc dumnie głowę.
- Dlatego, że Liam wyrzucił Ci ją przez okno, a nie chce jej odkupić -
podkreślił Harry.
- Ten fakt jest nieistotny - mruknęła pod nosem.
- Myśl, co chcesz - odpowiedział.
- Lepiej jedź, bo wszyscy nas wyprzedzają - odpowiedziała Kate.
- Jeszcze jedno słowo, a się zatrzymam - powiedział Hazza.
- Wyrzucisz mnie z samochodu? - zapytała zdziwiona Katherine.
- Jestem do tego zdolny - powiedział chłopak.
- Spoko, tam za nami jedzie fajny chłopak, myślę, że kawałek mnie podwiezie
- pomyślała na głos Kate.
Harry nic nie odpowiedział, ale spojrzał na szatynkę. Ten wzrok można było porównać do spojrzenia Bazyliszka...
Dziewczyny przez
najbliższą godzinę rozmawiały, ale później z nudów zasnęły.
- W końcu spokój - odetchnął z ulgą Harry, patrząc w lusterku wstecznym na
śpiące dziewczyny.
- Tak, ale pamiętaj, że będzie je trzeba obudzić i znów zaczną się hałasy -
powiedział Lou, odwracając się i patrząc na tylne siedzenia.
- Tak długo jak mają zamiar spać, nie mam zamiaru ich budzić - oświadczył
starszy brat Katherine.
- Zrobisz, co zechcesz - odpowiedział.
Brunetom szczęście nie dopisywało, bo już po dziesięciu minutach obie się
obudziły i znów zaczęły głośno rozmawiać.
- Daleko jeszcze? - zapytała zniecierpliwiona Katherine.
- Jakąś godzinę - odpowiedział Harry.
Po półgodzinnej przejażdżce Kate zaczęła rozpoznawać okolice. Kiedyś nie
wyobrażała sobie wyjazdu z tego miasta. Wszystko zmieniło się, kiedy chłopacy
stali się słowni. Ciągłe zaczepki w szkole, jeszcze większa rozpoznawalność i
słowa Caroline, które będzie pamiętać do końca życia " Nie mogę się dłużej
z Tobą przyjaźnić, nie chcę żyć w Twoim cieniu ". Wyraz jej twarzy, ta
stanowczość w głosie, niebywale zraniła Kate. Bała się powrotu w to miejsce,
mimo, iż wiedziała, że niedługo stąd wyjadą.
- To jesteśmy – powiedział Harry, stawiając samochód na podjeździe.
- Nic się tu nie zmieniło od naszego wyjazdu – oznajmiła Kate, wychodząc z
samochodu i rozglądając się dookoła.
Droga, wysypana małymi kamieniami, prowadziła do małego domku o barwie jasnego
brązu. Dach wyłożony był czerwoną dachówką. Cała posiadłość ogrodzona była białym,
niskim płotem. Przed domem rosły dwa duże drzewa iglaste, które zasłaniały
okna. Po prawej stronie znajdował się garaż, a zaraz przy nim duży skalniak
wypełniony różnymi rzadko spotykanymi roślinami, które otoczone były
dużymi kamieniami. Do drzwi prowadziły trzy, niskie marmurowe stopnie, na których
Katherine nie raz się już potknęła.
- Chodźmy się przywitać – zaproponował Hazza – Później wyjmiemy bagaże –
dodał.