czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział XXXVII




„Nie mów nic. Kocha się za nic. Nie is­tnieje żaden powód do miłości„

***

W ciągu następnego tygodnia sytuacja w klasie zbytnio się nie zmieniła, a Rebekah musiała zostawać po lekcjach. Uczniowie dalej świdrowali ją spojrzeniem i szeptali w jej towarzystwie. Jednak ona już uodporniła się na takie zachowanie. Wtedy podnosiła głowę do góry, prostowała się i nie patrzyła w ich stronę. Traktowała ich tak jakby w ogóle nie istnieli…
W czasie swojej „kary” segregowała jakieś dokumenty, co było dość nużącym zajęciem. Przecież, ile można przekładać papiery…? Jedynym pocieszeniem był fakt, iż sankcja miała niedługo minąć.
         Katherine się upiekło i jej irracjonalne zachowanie nie przyniosło żadnych bolesnych konsekwencji. Jednak jej popołudnia najczęściej zajmowały dodatkowe zajęcia matematyczne, spędzane w towarzystwie Marc’a Smith’a, z którym zaczynała się powoli dogadywać. Ich relacje znacznie się ociepliły, choć przyjaźnią tego jeszcze nazwać nie było można…

***

- Podziwiam Cię za tą całą przemowę w obronie Rebekah... Nie każdy byłby w stanie to zrobić – stwierdził Smith, gdy nauczycielka wyszła z klasy skserować im jakieś dodatkowe materiały.
         Brunet coraz częściej ją zaskakiwał. Przykładem były jego wcześniejsze słowa. Po kim, jak po kim, ale po nim nie spodziewałaby się usłyszeć czegoś tak… miłego. Może to nawet była pochwała…? Marc i pochwała…? Dziwne i to bardzo…
Prawdą było jednak, że rzadziej zdarzały się pomiędzy nimi kłótnie, a większość czasu spędzali na przyjemnej rozmowie. Dyskutowali na przeróżne tematy, jednak wyjątkowo często była to matematyka, królowa wszystkich nauk. Dla nastolatka było ona zdecydowanie oczkiem w głowie i jego ulubionym przedmiotem, odkąd tylko zaczął uczęszczać do szkoły. Już od podstawówki wyrażał niesamowite zainteresowanie tymże przedmiotem. Z każdym kolejnym rokiem był coraz lepszy, aż zaczął wybiegać poza materiał realizowany na lekcjach i niektóre rzeczy próbował opanować samodzielnie, co przeważnie w każdym wypadku mu wychodziło. Dodatkowo zawsze mógł pochwalić się tytułem pupilka nauczycielki. Mimo takiego wybicia, mógł stracić swoją pozycję, o którą dbał tyle długich i pracowitych lat. I to tylko przez dołączenie do klasy jednej kruchej osóbki o burzy loków i wyjątkowym charakterze. Gdy tylko zorientował się o jej umiejętnościach matematycznych, które wykazała podczas pisania testu diagnostycznego, postanowił uprzykrzać jej życie w klasie. Nie mógł pozwolić, żeby zrujnowała jego opinię. Z początku myślał, że jest typem kujonki, ale po kilku rozmowach z nią przeprowadzonych, już wiedział, że ma do czynienia z zupełnie kimś odmiennym. Dzięki swojej inteligencji potrafiła wybrnąć z każdej sytuacji, znaleźć argument potwierdzający jej tezę i przede wszystkim, zawsze odpyskować mu tak, że sam nie wiedział, co odpowiedzieć. Z czasem jednak uświadomił sobie, że lubi z nią rozmawiać. Tłumaczył to sobie tym, iż była jedyną osobą w klasie, która chciała z nim takie konwersacje prowadzić, gdyż resztę zdążył już do siebie zrazić. Mimo, że te zajęcia służyły do przygotowania ich do konkursu, to on doskonale zdawał sobie sprawę, że tak naprawdę mają one drugie dno, którego Katherine najwidoczniej była całkowicie nieświadoma. Nauczycielce nie chodziło tylko i wyłącznie o ich doszkalanie, chciała bowiem dodatkowo zobaczyć, które z nich jest lepsze… Na początku starał się rywalizować z szatynką, ale szybko wyszło na jaw, że było to bezsensu… Im bardziej on się starał, tym na większego idiotę w jej oczach wychodził. W końcu całkowicie odpuścił i zadania najczęściej rozwiązywali wspólnymi siłami, gdzie żadne z nich nie wychylało się ponad drugie.
- Każdy zrobiłby to w obronie bliskiej osoby - powiedziała Kate, wyciągając z torebki długopis i kładąc ją na parapet, przy którym siedziała.
- Niekoniecznie - oznajmił brunet - Dylan zna Rebekah dłużej niż Ty, a nawet nie ruszyła się z miejsca – zauważył, napotykając spojrzenie Kate – No dobra, odezwała się, ale to dopiero później.
         Nastolatka już miała odpowiedzieć Marc’owi, kiedy poczuła w kieszeni spodni wibracje. Zręcznym ruchem wyjęła telefon i spojrzała na wyświetlacz.
- Muszę na chwilę wyjść, mam ważny telefon – oświadczyła Katherine -  Zaraz wracam – dodała, szybko podnosząc się z miejsca i wychodząc na korytarz.
- Mam zajęcia, Liam - poinformowała szatynka swojego chłopaka.
- Wiem, dlatego dzwonię - odpowiedział brunet - Przyjadę po Ciebie – zaproponował.
Logiki faceta nigdy nie zrozumiesz…
- Przecież cały dzień mieliście spędzić w studio - stwierdziła dziewczyna.
         To akurat była prawda. Zespół dość intensywnie pracował nad nową płytą, tym samym spędzając większość swojego czasu wolnego właśnie tam. Wyjeżdżali wcześnie rano, zazwyczaj równo z siedemnastolatką, ale wracali późnym wieczorem, gdy ona najczęściej już spała, zmęczona trudnym dniem w szkole. Dlatego też dużo rzadziej widywała się i rozmawiała z Liam’em…
- Chłopcy tam jeszcze muszą zostać, ale ja uwinąłem się wcześniej i stwierdziłem, że Cię odbiorę - wyjaśnił Liam.
- Okej - zgodziła się dziewczyna - Muszę już kończyć - powiedziała, po czym rozłączyła się i wróciła do klasy.
Po chwili do sali przyszła też nauczycielka i rozdała każdemu uczniowi po karcie pracy. Poprosiła o ich rozwiązanie, a w razie jakichkolwiek problemów o zwrócenie się do niej. Zarówno Kate, jak i Marc’owi wydawały się one banalnie proste, tym bardziej, gdy rozwiązywali je w dwójkę, toteż skończyli wyjątkowo szybko.

***

Gdy tylko szatynka spakowała się, wyleciała z klasy jak oparzona. Kiedy wyszła ze szkoły od razu rzucił jej się w oczy samochód Liam'a, mimo to, że zaparkowany był w dyskretnym miejscu. "Dobrze, że większość skończyła już lekcje" - pomyślała. Spokojnym, ale zdecydowanym krokiem ruszyła w kierunku samochodu swojego chłopaka. Nie mogła doczekać się spotkania z nim i spędzenia razem chociaż jednego krótkiego popołudnia. Była tak bardzo spragniona jego bliskości, że powoli zaczynała wariować.
Brunet, gdy tylko zobaczył swoją dziewczynę, uśmiechnął się szeroko. Dla niego również był to ciężki okres. Jedynym kontaktem, który utrzymywali, póki co, było tylko przyglądanie się jej podczas snu i głaskanie po policzku lub włosach, co musiał robić niewiarygodnie ostrożnie, gdyż nawet najdelikatniejszy dotyk na jej skórze, powodował niespokojność w jej śnie. Gdy weszła do jego samochodu od razu poczuł się znacznie lepiej. Jakby jakaś cząstka w jego sercu znów powróciła na swoje miejsce.
- Hej, co tam? – przywitał się Liam, całując ją w policzek - Jak w szkole?
- Cześć, bez zmian, ciągle się czepiają - wyjaśniła nastolatka, kładąc swoją torebkę na kolanach.
- Po weekendzie pewnie zapomną... Nie no, zapomnieć to raczej nie, ale pewnie skończą o tym gadać i z pewnością znajdą sobie wiele innych, lepszych tematów do rozmów - stwierdził chłopak, odpalając silnik samochodu.
- Mam nadzieję, gdyż myślę, że Rebekah długo tak nie wytrzyma… - oznajmiła młodsza siostra Loczka – W końcu z dnia na dzień, stała się sławna.
- Przez dwa dni może wybuchnąć tyle skandalów z udziałem bardziej popularnych gwiazd, że głowa mała… - powiedział brunet - Chciałabyś może dzisiaj gdzieś wyjść? – zaproponował Liam, drastycznie zmieniając temat.
Nie chciał, żeby Katherine zajmowała się takimi sprawami akurat teraz, kiedy mogli w końcu spędzić trochę czasu razem i to bez wścibskiego spojrzenia brata szatynki.
- Wiesz co, dałabym wszystko za posiedzenie w domu przed telewizorem - stwierdziła.
         Przez cały tydzień była tak zaganiana, że jej jedynym marzeniem było obejrzenie jakiegoś filmu w towarzystwie koca oraz ciepłych i zarazem opiekuńczych ramion Liam’a. Niepotrzebne jej były żadne wystawne i drogie lokale, gdzie na każdym kroku śledziliby ich paparazzi… Wystarczyła sama obecność jej ukochanego.
- Na pewno? Nie chciałabyś pójść do kina? Restauracji na kolację? Czy na plażę, póki nie jest jeszcze tak zimno? - zapytał brunet.
- Przecież w tych wszystkich miejscach są paparazzi - stwierdziła niechętnie Katherine.
- Skoro tak Ci zależy, to możemy ten dzień spędzić w domu. Ważne, że będziemy razem – powiedział, wjeżdżając na szeroki podjazd.
Para weszła do domu, trzymając się za ręce. Gdy dziewczyna odłożyła torbę, rozsiedli się na sofie. Ciszę przerwał Liam.
- W następny weekend jesteśmy zaproszeni do moich rodziców na obiad - oświadczył.
         „Świetnie, kolejny stracony weekend” – pomyślała szatynka, a na głos powiedziała:
- Będę tęsknić…
- JESTEŚMY zaproszeni - powtórzył brunet, kładąc nacisk na pierwsze wypowiedziane przez siebie słowo - Ja i moja nowa dziewczyna, czyli Ty.
O, nie, nie, NIE! Ona jedząca z nimi obiad, pijąca herbatę, rozmawiająca na przeróżne tematy… Nie i jeszcze raz NIE! Nawet nie była w stanie wyobrazić sobie tego, a co dopiero przeżyć na żywo. Rodzice Liam’a zapewne ciągle przyglądaliby się jej i zadawali pytania, na które ona z pewnością nie umiałaby znaleźć inteligentnej odpowiedzi z tego całego stresu. Później dziwiliby się z kim ich syn się związał. Nie dość, że przeciętna uroda, to jeszcze całkowicie nietowarzyska… Perspektywa tego spotkania ogromnie ją przerażała. Czuła czysty, niepohamowany strach…
- Słucham…? – spytała, niedowierzając.
- Ciebie też zapraszają – powiedział, uśmiechając się do dziewczyny, która najwidoczniej była bardzo zaskoczona tym pomysłem.
- A jeżeli ja się im nie spodobam... - zmartwiła się Kate.
- Na pewno Cię polubią, nie ma innej opcji - odpowiedział pewnie chłopak.
         Czego jak czego, ale tego akurat był stuprocentowo pewny. Po niecałych dwóch latach związku z Danielle, zaakceptują naprawdę każdą dziewczynę, gdyż ich niechęć do Peazer była nawet nieskrywana. Nie lubili ją za dosłownie wszystko. Nie mogli znieść jej sposobu ubioru, wyglądu zewnętrznego, ale najbardziej drażniło ich jej zachowanie. Gdy powiedział im o końcu ich związku byli wniebowzięci. Jeszcze chwila, a skakaliby do sufitu z tej ogromnej euforii, która ich ogarnęła. To nie tak, że byli przeciwni temu związkowi od samego początku… Danielle pokazała pazurki dopiero wtedy, gdy była przekonana, iż Liam nie zerwie z nią z powodu braku szacunku do rodziców chłopaka. Jak nie patrząc, rozstali się z całkowicie innego powodu, którym była urocza siostra jego przyjaciela, w której bez pamięci się zakochał.
- Niekoniecznie - stwierdziła szatynka, wyrywając go tym samym z zamyślenia.
- Nie martw się na zapas... Spodobasz się im. Jesteś cudowna, niesamowita, przepiękna, urocza, no i mądra - wymieniał Liam.
- Przestań, zawstydzasz mnie - wyznała Kate, nieznośnie się rumieniąc.
Para usłyszała jak jakiś samochód zatrzymuje się przed ich domem. To by było na tyle intymności…
Po chwili do domu wszedł Harry z Rebekah.
- Liam, nagrywamy jeszcze jedną piosenkę i kazali Cię wezwać - poinformował Hazza – O Kate się nie martw, nie będzie się jej nudzić, bo spotkałem niedaleko Rebekah, a one znajdą sobie jakieś zajęcie – oświadczył – Tylko bądźcie mi tu grzeczne… - powiedział, ostrzegawczo machając im palcem.
- Przecież powiedzieli, że na dzisiaj mam wolne - westchnął chłopak, ale mimo wszystko niechętnie wstał z sofy - Przepraszam Cię, Kate - powiedział i pocałował szatynkę w policzek - Wrócę jak najszybciej się da - zapewnił.

***

Czeeeść.! Obiecałam, że rozdział pojawi się w piątek, ale jakoś tak szybciej udało mi się z nim uwinąć i jest dzisiaj ;D Może dlatego, że jest krótszy od pozostałych… No nic, ważne, że jest ;)
Z znad morza przyjechałyśmy wypoczęte, opalone, z naładowanymi akumulatorami i co najważniejsze z nowymi pokładami weny, bo tam też nie próżnowałyśmy ;D
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze opublikowane pod ostatnim postem i zachęcam do dalszego wyrażania swojego zdania ;)
Wasza Katherine ;*

wtorek, 2 lipca 2013

Rozdział XXXVI



„Świat to skom­pli­kowa­ne miej­sce o trud­nych re­gułach, gdzie każdy gra taką rolę, jaką wyz­naczył mu los. I nie zaw­sze można wybierać”

***

Rebekah pobiegła na schody, którymi wychodziło się ze szkoły i usadowiła się na nich. Wraz z wyjściem z sali przestała kontrolować łzy, które teraz spływały jej po policzkach strumieniami.
Cały czas nie była w stanie uwierzyć w to, że tak bliskie jej osoby, bo dotychczas tak o nich myślała, mogły okazać się tak bezwzględne w obliczu zaistniałej sytuacji. Może i związała się ze słynnym Harrym Styles’em z One Direction, ale czy to znaczy, że trzeba ją tak traktować…? Z pewnością nie… Przecież każdy miał prawo do szczęścia, które spotkało blondynkę właśnie przy boku tego chłopaka.
Katherine po chwili do niej dołączyła. Wiedziała, że w tym trudnym dla jej przyjaciółki momencie nie może jej tak po prostu zostawić. Miała gdzieś to, co pomyślą sobie o niej ludzie z klasy. Owszem, byli jej kolegami i koleżankami, ale na pewno nie w takim stopniu jak nastolatka.
Doskonale zdawała sobie sprawę z popularności jaką niesie za sobą „zadawanie” się z jej bratem. Przechodziła to samo w swojej dawnej szkole, w Holmes Chanel. Tyle, że ona długo do niej nie pochodziła, gdyż Hazza zabrał ją stamtąd, gdy tylko dowiedział się jak jest traktowana przez tamtejszych ludzi.
- Ej, nie przejmuj się nimi , nie ma sensu, nie są tego warci - stwierdziła szatynka, przytulając Rebekah.
         Zorientowała się, że dopóki nie ma przy niej Loczka, to ona powinna ją pocieszyć, pokazać, że tacy ludzie są bezwartościowi.
- Nie rozumiem dlaczego tak się zachowują... Po kim jak po kim, ale po nich nie spodziewałam się czegoś takiego…
         Dawno nie zawiodła się na kimś w tym stopniu. Zresztą, ostatnimi czasy w jej życiu dużo rzeczy układało się po jej myśli, a można nawet rzec, że jeszcze lepiej, także odwrót sytuacji tłumaczyła sobie jako nauczkę od życia. W końcu pomiędzy szczęściem, a cierpieniem musi zachować się jakaś równowaga…
         Rebekah cierpiała, a Katherine doskonale była tego świadoma. Wiedziała, że powrót do klasy wcale nie pomoże jej w zabliźnieniu ran, ale dopiero teraz zdawała sobie  sprawę z konsekwencji ich czynu. Zapewne nauczycielka nie zrozumie całej tej sytuacji, w której znalazła się blondynka. Kate bała się tego, co belferka uczyni po ich wręcz nagannym zachowaniu…
- Wracajmy lepiej, bo nauczycielka zabije mnie za samą przemowę, którą wygłosiłam naszej "kochanej" klasie – oświadczyła szatynka, wstając i podając jej rękę.
- Lekcja kończy się za pięć minut... Jak chcesz, to idź, ja tu zostanę chociaż do końca tej lekcji - powiedziała Rebekah.
         To rozwiązanie wcale nie przypadło do gustu młodszej siostrze Harry’ego. Nie chciała zostawiać nastolatki samej, ale nie miała ochoty zmuszać jej do swojej obecności. Może właśnie w tamtym momencie potrzebowała chwili samotności na przemyślenie paru spraw i wyciągnięcie poprawnych wniosków…? Mimo to, wolała się upewnić…
- Jesteś pewna, że chcesz zostać sama? – zapytała siedemnastolatka.
- Tak – potwierdziła dziewczyna Hazzy, spuszczając głowę – Nie bój się, niedługo do Ciebie dołączę – zapewniła, zmuszając się do uśmiechu.
- Dobrze, wezmę przy okazji Twoje rzeczy - zaoferowała nastolatka, po czym skierowała się w stronę klasy, którą przed momentem opuściła.
Kiedy weszła, spojrzenie całej klasy padło na nią, ale ona nic sobie z tego nie robiąc, powoli poszła do swojej ławki. Doskonale zdawała sobie sprawę, że obie z swoją przyjaciółką przez jakiś czas będą znajdowały się na językach wszystkich uczniów. No bo, gdzie znajdą ciekawszy temat…? Dla niektórych ludzi „żywienie” się plotkami o innych było wręcz niezbędne do życia, napawało dumą i dawało poczucie spełnienia. Z drugiej strony zrozumiała, że ich wybryk nie ujdzie im płazem i będą musiały za niego odpowiedzieć. Pytanie tylko jak…
- A gdzie ta druga? - zapytała ostro nauczycielka, gdy dziewczyna powróciła na swoje stałe miejsce i wygodnie rozsiadła się w ławce.
- Już dzisiaj nie wróci na pani lekcję - odpowiedziała młodsza siostra Hazzy, sztucznie się uśmiechając.
         Nauczycielka zdawała się wręcz oburzona odpowiedzią Katherine. Rzadko spotykała się z taką bezczelnością u swoich uczniów, którzy akurat na jej lekcjach byli wzorem do naśladowania. Próbowała przypomnieć sobie, kiedy to ostatnio ktoś zachował się w podobny sposób, ale jej pamięć aż tak daleko nie sięgała. Dlatego postępowanie dziewczyn wymagało specjalnych środków. Przecież nie pozwoli, żeby jeden głupi wybryk uruchomił ich lawinę wśród pozostałych podopiecznych…
- Lepiej żeby wróciła, ponieważ za Wasze dzisiejsze zachowanie mam zamiar zadzwonić do Waszych rodziców - wyjaśniła.
         Właśnie w tym momencie w głowie szatynki zaświeciła się czerwona lampka. Gdyby faktycznie zadzwoniła do mamy, to nie przejęłaby się tym nawet w najmniejszym stopniu, ale to Harry zapisywał ją do tej szkoły i wypełnił wszystkie stosowne dokumenty, które upoważniały go w pełni do znajomości wszystkich jej ocen, zachowania, a także udostępnił swój numer telefonu komórkowego w razie jakiś nagłych i nieprzewidzianych wypadków, a zdaje się, że dzisiejsza sytuacja mogła być do tego typu zaliczona… Wiedziała, że jej brat z pewnością zadowolony nie będzie, o ile jego reakcji nie będzie łatwiej przyrównać do wściekłości. Rebekah zapewne się upiecze, gdyż nastolatek winą za to zdarzenie obarczy siebie, bo to w końcu on nie chciał ukrywać się z ich związkiem. Za to Kate takiego wytłumaczenia nie miała… Brunet nie będzie chciał słuchać o jej lojalności w stosunku do przyjaciółki i tego, iż nie miała innego wyjścia, niż pobiec za nią i spróbować pocieszyć oraz podeprzeć na duchu. Pozostawała jeszcze jedna kwestia… Jeżeli belferka zamierzała telefonicznie poinformować chłopaka o jej czynie, to była w stanie to znieść. Hazza pokrzyczałby trochę, wygłosił długie kazanie… Pewnie nie omieszkałby również uświadomić nastolatce o tym, że na jej działanie ma wpływ jej związek z Liam’em, którego on nie akceptuje i nie zanosi się na to w najbliższej przyszłości. Gorzej byłoby gdyby profesorka zdecydowała się wezwać go na rozmowę, tu, do szkoły. Wtedy byłoby prawdziwie piekło. Przecież ktoś mógłby rozpoznać w nim członka zespołu One Direction… Dlatego najlepszym sposobem na złagodzenie ich obecnego położenia będzie udawanie wielce skruszonej. Młodsza siostra Loczka miała nadzieję, że to wystarczy i jakoś im się upiecze… Stąd zamiast odpowiedzieć na pytanie zadane przez kobietę, opuściła głowę i zaczęła analizować swój przedmiotowy zeszyt.
- Ona po prostu się zdenerwowała  - wtrąciła się Dylan, broniąc swojej koleżanki - Od rana wszystkie spojrzenia padają na nią, a nie jest przyzwyczajona do takiego życia…
         Z Rebekah znały się już dość długo i zdecydowanie była dla niej kimś więcej niż tylko koleżanką z ławki. Pamiętała czasy, kiedy to we trzy, ona, blondynka i Paula, spotykały się po lekcjach i godzinami plotkowały, mimo tego, że miały zajmować się odrabianiem lekcji lub przygotowaniem projektów. Nie zamierzała siedzieć cicho i przypatrywać się jej problemom, byłoby to nie fair. Zresztą, pomimo tak krótkiej znajomości z Katherine również ją polubiła i sądziła, że ta znajomość może wyjść poza granicę koleżeństwa, że kiedyś, niekoniecznie w najbliższej przyszłości, zostaną przyjaciółkami.
- Po Twoich rodziców też mam zadzwonić? - zapytała wściekle nauczycielka.
Okej, takiej odpowiedzi się nie spodziewała. Nie sądziła, że stając w obronie blondynki może narazić się nauczycielce. Mimo to, próbowała dalej…
- Niech pani się postawi na jej miejscu - powiedziała Dylan.
- Dość tych dyskusji - wrzasnęła nauczycielka, całkowicie tracąc nad sobą kontrolę.
To ona była belferką i to ona ustalała zasady panujące w tej klasie. Nie mogła pozwolić sobie na niesubordynację, nie przez dwie, a właściwie trzy, uczennice. Podważyłaby to cały jej autorytet, na który pracowała przed wiele długich i ciężkich lat.
Na szczęście w tym momencie zadzwonił dzwonek na przerwę. Dylan i Katherine szybko się ulotniły. Bały się kolejnego wybuchu nauczycielki, która prawdopodobnie była zdolna do wszystkiego.
Pod następną klasą czekała na nie Rebekah. Widać, że to, co stało się na poprzedniej lekcji, wpłynęło zarówno na jej wygląd fizyczny, jak i psychikę. Ślady po łzach nadal były wyraźne, pomimo nałożenia znacznej ilości pudru. Z jej twarzy na dobre znikł uśmiech i wyglądało na to, że nie zamierzał się tam szybko pojawić.
- Niech zgadnę… Jest na mnie wściekła, prawda? - zapytała blondynka, gdy tylko je zobaczyła.
- Powiedziała, że zadzwoni do naszych rodziców, ale myślę, że to ściema - stwierdziła szatynka.
- Obawiam się Kate, że to nie jest ściema - oznajmiła Rebekah - Moja mama dzwoniła do mnie przed chwilą, zapytać się z jakiego powodu za godzinę ma stawić się w szkole - wyjaśniła.
Jakby na potwierdzenie jej słów telefon Kate zaczął wibrować. Szatynka szybko wyciągnęła go z kieszeni spodni. Kiedy popatrzyła na wyświetlacz momentalnie zbladła, ale zdecydowała się odebrać.
- Możesz mi wyjaśnić, dlaczego jestem wzywany do szkoły? - zapytał wściekły Styles.
- No… to… jest raczej trudne do wyjaśnienia, ale proszę Cię nie denerwuj się - odpowiedziała Kate.
- Okej, nie chcesz mówić, to nie i tak wszystkiego się dowiem – prychnął chłopak – Ale może zacznę inaczej… Wiesz z czym to się wiąże? - spytał  - Będę musiał przyjechać tam za godzinę, gdy w szkole są jeszcze uczniowie!
- Ale wtedy są lekcje, wszyscy będą w klasach - uspokajała dziewczyna.
- Mimo wszystko, to duże niebezpieczeństwo kolejnego skandalu, a przecież wiesz, że teraz przed premierą płyty, musimy mieć nienaganną opinię - powiedział.
- Tak wiem, ale i tak nic nie zmienię - powiedziała Kate - Po prostu stawiłam się za przyjaciółką - dodała.
- Jak to stawiłaś się za przyjaciółką? - zapytał Harry – Katherine, masz mi to natychmiast wyjaśnić!
- W dużym skrócie: nasza klasa czepia się Rebekah o to, że jest z Tobą - powiedziała szatynka, spoglądając na blondynkę.
         Przez długi moment w słuchawce panowała cisza. Najwidoczniej Hazza musiał przetrawić w spokoju słowa swojej młodszej siostry. Prawdopodobnie dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, co zrobił. Naruszył życie normalnej nastolatki, dość brutalnie wprowadzając ją w świat showbiznesu. A jednak Liam miał rację…
- Myślę, że Wy też będziecie musiały być przy tej rozmowie, więc błagam, zachowujcie się - poprosił brunet, w końcu przerywając niezręczną ciszę.
         Ta uwaga była akurat całkowicie nie na miejscu. O tym dziewczyna Payne’a już dawno pomyślała. Przecież nie będzie kłócić się z nauczycielką w obecności swojego starszego brata. Poza tym, wystarczająco dużo już dzisiaj nabroiły…
- Nie musisz mi tego mówić, wiem, że mam zachowywać się kulturalnie, nie pyskować i nie robić Ci wstydu - wymieniała szatynka - Muszę kończyć, właśnie przyszła nauczycielka - dodała, po czym się rozłączyła.

***

- Przepraszam bardzo, ale szukam Katherine Styles i powiedziano mi, że właśnie w tej sali ma lekcje - odezwał się zachrypnięty głos zza drzwi, na szczęście dla szatynki, jego właściciela nie było widać.
Kiedy tylko Kate usłyszała ten głos zamarła. Poznałaby go wszędzie i to o każdej porze. "Po co ON tu przylazł!? Nie mógł mnie zawołać ktoś inny!? Dlaczego akurat ON!?" - krzyknęła w myślach.
Szybko podniosła się z miejsca i popatrzyła na puste siedzenie obok. Rebekah nie było już od piętnastu minut, a ona siedziała jak na szpilkach i czekała aż przyjdzie moment na nią. Usprawiedliwiła się przed nauczycielką i wyszła na korytarz, gdzie czekał już na nią jej brat.
- A teraz rozwiń ten swój duży skrót  - zażądał na przywitanie jej brat.
- Jakiś chłopak wygarnął Rebekah, że spotyka się z Tobą, a ona po prostu tego nie wytrzymała i wybiegła, a ja pobiegłam za nią, przecież to moja przyjaciółka, nie mogłam jej tak po prostu zostawić i... – nastolatka nadawała jak katarynka.
- Powiedzmy, że już wszystko wiem - przerwał jej Harry.
         Kate dawno nie widziała swojego brata aż tak opanowanego. Mimo, że ta sytuacja wynikła właśnie przez niego i go bezpośrednio dotyczyła on był nadzwyczaj spokojny. Wysoko uniesiona głowa i  skupiony wyraz twarzy dobitnie to ukazywały. W tym momencie nie zachowywał się jak roztrzepany osiemnastolatek i gwiazda boysbandu One Direction, tylko jak dorosły, jak prawdziwy… mężczyzna, który jest gotowy wziąć odpowiedzialność za swoje czyny.
Powoli dochodzili do sekretariatu, w którym belferka miała rozmawiać z opiekunami dziewczyn. Harold nie stracił panowanie nad sobą, za to jego siostra bezpowrotnie je utraciła. Jeszcze nigdy nie była wzywana na tego typu rozmowę. Jeżeli już stawiała się w takich miejscach, to aby odebrać nagrody za udział w konkursach albo za zasługi dla szkoły, także nie było powodu, aby dziwić się jej, że jest wyjątkowo zdenerwowana i spięta, czego objawem były trzęsące się ręce.
Rebekah i jej mama już tam były. Blondynka nie zaszczyciła Styles’a nawet jednym spojrzeniem. Za to, kiedy jej matka na niego spojrzała, po jego plecach przeszedł zimny dreszcz. To, że kobieta go nie znosiła było raczej oczywiste. Przecież kto, jak nie on, wprowadził tyle zamętu w życie jej dotychczas idealnej córeczki…
- Siadajcie - rozkazała nauczycielka.
Kate i Harry posłusznie zajęli miejsca.
Pomieszczenie było duże, ale urządzone bardzo przytulnie. Centralnym punktem było mahoniowe biurko, na którym stał przestarzały komputer, a powierzchnie wokół niego pokryte były mnóstwem różnokolorowych papierów. Po jednej jego stronie stało ozdobne krzesło, najprawdopodobniej przeznaczone dla nauczycielki, a po drugiej cztery niczym się nie wyróżniające siedzenia. Ściany miały odcień mięty i świetnie współgrały z ciemnymi i lśniącymi meblami. Poza światłem dobiegającym z niewielkiego okna, zastawionego kilkoma doniczkami z różnymi bujnymi, ale jednocześnie pięknymi roślinami, pokój rozświetlał duży i ekstrawagancki żyrandol. Na przeciwległej ścianie od okna wisiał stary, ozdobny zegar, a tuż obok niego dość duży obraz, przedstawiający zachód słońca nad rozległym jeziorem i plażą, porośniętą wysokimi trawami, nad którymi swobodnie latały stada ptaków. W rogu stała ogromna kserokopiarka, przy której sekretarka właśnie kserowała jakieś potrzebne sobie dokumenty. Gdy tylko wyszła nauczycielka postanowiła zacząć dyskusję, która nie zapowiadała się na miłą pogawędkę.
- Może macie coś do powiedzenia, dziewczynki? - zapytała.
- Nie powinniśmy wychodzić z sali podczas pani lekcji - stwierdziła ze skruchą w głosie Katherine - Bardzo panią przepraszam za moje zachowanie i obiecuję, że to się nigdy nie powtórzy.
         Mówiła to całkowicie szczerze. Już dawno zdała sobie sprawę z tego, że obie przegięły. Mimo całej tej sytuacji, kobiecie należał się szacunek, należny jej ze względu na stanowisko. One natomiast całkowicie nie zwróciły na to uwagi, wręcz zignorowały. Zresztą, nigdy nie umiała kłamać przez co, była raczej marną aktorką.
- Czy dziewczyny pochwaliły się państwu, co zrobiły na mojej dzisiejszej lekcji? - zapytała kobieta.
- Tak i przyznaję, że to było bardzo nierozsądne - odpowiedziała matka Rebekah.
         Nie miała pojęcia, co wstąpiło w jej zwykle ułożoną córkę. Nigdy nie sprawiała, żadnych problemów wychowawczych. Nie licząc sprzeczek z nauczycielką wf-u, którego nie cierpiała, dlatego też jej matka nie wyciągała w związku z tą sprawą żadnych konsekwencji. Nie osiągała wybitnych wyników w nauce, zawsze była pośrodku klasy. Natomiast zachowanie zawsze miała bardzo wysokie. Zawdzięczała to chęci ingerowania w życie szkolne oraz klasowe. Jeszcze niedawno uwielbiała organizować różne imprezy okolicznościowe, ogniska, spotkania klasowe… A teraz…?
Jednak to, co wydarzyło się dzisiaj przeszło już wszystkie granice… Podejrzewała, że jej zachowanie wynikało z związku Rebekah z Harrym Styles’em. Nie znała tego chłopaka osobiście, a już wiedziała, że nigdy nie da rady go polubić. Słyszała o nim wystarczająco dużo, zanim jeszcze jej córka w ogóle go poznała. Odkąd tylko dowiedziała się o istnieniu zespołu One Direction, stał się on dla niej prawdziwym idolem i wzorem do naśladowania. Ściany jej pokoju oblepione były mnóstwem plakatów z jego wizerunkiem. Na niektórych zdjęciach towarzyszyli mu również przyjaciele. Ale tylko jej matka wiedziała, że taki związek nie będzie miał szansy przetrwać. Celebryta z przeciętną dziewczyna…? Nie, jakoś nigdy jej to nie pasowało…
No i teraz są tego konsekwencje… Jej córka znacznie pogorszyła się w nauce, jej zachowanie również pozostawia dużo do życzenia, a przede wszystkim stała się dużo bardziej pyskata. Nikt jej nie wmówi, że ten sławny chłopak dobrze na nią działa…
- Znam Katherine na tyle dobrze, że wiem, iż więcej nie przysporzy tego rodzaju problemów - zapewnił Styles.
         Również zachowanie jego siostry go zdziwiło. Kate i ucieczka z klasy…? Nie, to zdecydowanie do niej nie pasowało. Dlatego obiecując, że taka sytuacja więcej się nie powtórzy, był tego absolutnie pewny. W końcu każdy ma prawo do błędów…
- Miejmy taką nadzieję – ucięła nauczycielka – Ale, co do Rebekah... – udała, że się zastanawia - To już jest Twój drugi wybryk. Zresztą jestem prawie stuprocentowo pewna, że panienka Styles nie wyszłaby z mojej lekcji, gdyby nie sprowokowałoby jej do tego opuszczenie klasy przez Ciebie…
Rebekah schyliła głowę w dół, wpatrując się w swoje buty i analizując każdy ich szczegół. Nie, wcale nie było jej wstyd. Przynajmniej nie przez to, że uciekła… Jeżeli sytuacja miałaby się powtórzyć, zrobiłaby dokładnie to samo. Zresztą, to nawet nie chodziło o nią... Bała się, że jej przyjaciółka, za wstawienie się za nią i chęć wsparcia na duchu, może mieć przez nią problemy, czego szczerze nie chciała. Proszę bardzo, mogli wstawiać jej nagany, ale niech nie obciążają odpowiedzialnością Kate, bo dziewczyna nie była niczemu winna!
- Katherine, dzisiaj wyjątkowo przymknę oko na Twoje zachowanie, ale co do Rebekah... - zastanawiała się kobieta - Może zrobimy tak... Od jutra będziesz musiała zostawać godzinę po lekcjach w sali numer 15 - powiedziała po chwili - Dziewczyny na lekcje, a państwo  możecie pójść do domu – dodała, wstając i wyciągając rękę, zarówno do młodego Styles’a, jak i, matki blondynki.
Harry grzecznie przepuścił w drzwiach wszystkie kobiety znajdujące się w pomieszczeniu. Cieszył się, że jego w stosunku do jego siostry nie zostały wyciągnięte żadne konsekwencję, choć z drugiej strony martwił się o to, iż Rebekah, mimo całej tej sytuacji, panującej w jej klasie, która, jak nie patrząc, przemawiała na jej korzyść, tę karę będzie musiała ponieść… I tak mieli bardzo niewiele czasu na spotkania, a teraz odebrali im kolejną godzinę możliwą do spędzenia w swoim towarzystwie…
Jednak niespodziewanie odezwała się rodzicielka jego dziewczyny.
- Nie życzę sobie, żebyś spotykał się z moją córką!
- Ale... Ale dlaczego? - zająknął się starszy brat Katherine.
- Wystarczająco już przysporzyłeś jej problemów... - wyjaśniła.
- Mamo! - wrzasnęła dziewczyna - Nie możesz zabronić mi spotykać się z Harrym!
- Owszem mogę - stwierdziła spokojnie matka Rebekah.
- Będę się spotykać z kim tylko zechcę, a Ty nie możesz mi tego zabronić - podkreśliła blondynka.
- Nie widzisz, że ten chłopak nie jest dla Ciebie odpowiedni? - zapytała.
- Wiem czego chcę - odpowiedziała Rebekah.
- Nie będę z Tobą rozmawiać w takim miejscu - stwierdziła kobieta - Wrócimy do tego tematu w domu - zastrzegła, po czym bez jakiegokolwiek pożegnania z uniesioną głową skierowała się w stronę wyjścia z budynku.
Gdy tylko zniknęła trójce nastolatków z oczu, Rebekah wtuliła się w tors swojego chłopaka, a tym samym brata swojej przyjaciółki, która zmieszanym głosem powiedziała:
- No to może ja Was zostawię.
         Katherine doskonale zdawała sobie sprawę, że ta niezręczna wymiana zdań nie była łatwa dla żadnego z nich… W końcu kochali się, a postronny obserwator mógłby mieć wrażenie, że cały świat stoi przeciwko ich związkowi…
- Nie ma takiej potrzeby - odezwał się Harry – Najlepiej będzie, jeżeli jak najszybciej, wrócicie na lekcje - stwierdził - Rebekah, pogadamy o tym wszystkim w domu – oświadczył - Przyjadę po Was – zaoferował, po czym pocałował ją w policzek i odszedł w stronę wyjścia ze szkoły, a jego dziewczyna wraz ze swoją przyjaciółką wrócił do sali, w której odbywała się ich ostatnia dzisiejsza lekcja.

***

Czeeeść, kochani.! ;* Gdy pytaliście się mnie o datę publikacji rozdziału XXXVI odpowiadałam, że nastąpi to w roczek naszego bloga, czyli 3 lipca. Pojawił się dzień wcześniej, gdyż właśnie w ten dzień obie wyjeżdżamy i na blogu obecne będziemy dopiero 16 lub 17 lipca… Także na wszystkie komentarze i pytania odpowiemy, gdy tylko wrócimy znad morza ;D
A powracając do naszej „rocznicy”… Nie jestem w stanie uwierzyć, że minął już rok. Pamiętam jakby to było dzisiaj, że gdy Rebekah rzuciła pomysł założenia tego bloga, byłam temu maksymalnie przeciwna, że początki fabuły wymyślałyśmy w czasie burzy, a później i tak wszystko zmieniłyśmy, że pisałyśmy w każdym wolnym czasie, czemu towarzyszyły wścibskie spojrzenia innych ludzi ;P Gdyby ktoś wtedy, w lipcu, powiedział mi, że za dokładnie rok będziemy miały ponad dwadzieścia osiem tysięcy wejść i aż tylu stałych czytelników, którzy pod każdym postem wyrażą swoje zdanie na temat notki, to z pewnością wyśmiałabym go. Nawet nie wiecie, ile słońca wprowadziliście w moje życie, dlatego bardzo, ale to bardzo Wam za to dziękuję. Jesteście najwspanialsi.! ;***
No, jak nie patrząc, rozpisałam się, zresztą jak zwykle. Także nie przedłużając, życzę Wam na maksa udanych wakacji i do zobaczenia, a właściwie napisania, za dwa tygodnie ;D
Wasza Katherine ;*