„Nie mów nic.
Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości„
***
W ciągu następnego tygodnia sytuacja w klasie
zbytnio się nie zmieniła, a Rebekah musiała zostawać po lekcjach. Uczniowie
dalej świdrowali ją spojrzeniem i szeptali w jej towarzystwie. Jednak ona już
uodporniła się na takie zachowanie. Wtedy podnosiła głowę do góry, prostowała
się i nie patrzyła w ich stronę. Traktowała ich tak jakby w ogóle nie istnieli…
W czasie swojej „kary” segregowała jakieś
dokumenty, co było dość nużącym zajęciem. Przecież, ile można przekładać
papiery…? Jedynym pocieszeniem był fakt, iż sankcja miała niedługo minąć.
Katherine się upiekło i jej
irracjonalne zachowanie nie przyniosło żadnych bolesnych konsekwencji. Jednak
jej popołudnia najczęściej zajmowały dodatkowe zajęcia matematyczne, spędzane w
towarzystwie Marc’a Smith’a, z którym zaczynała się powoli dogadywać. Ich
relacje znacznie się ociepliły, choć przyjaźnią tego jeszcze nazwać nie było
można…
***
-
Podziwiam Cię za tą całą przemowę w obronie Rebekah... Nie każdy byłby w stanie
to zrobić – stwierdził Smith, gdy nauczycielka wyszła z klasy skserować im
jakieś dodatkowe materiały.
Brunet coraz częściej ją zaskakiwał.
Przykładem były jego wcześniejsze słowa. Po kim, jak po kim, ale po nim nie
spodziewałaby się usłyszeć czegoś tak… miłego. Może to nawet była pochwała…? Marc
i pochwała…? Dziwne i to bardzo…
Prawdą było jednak, że rzadziej zdarzały się
pomiędzy nimi kłótnie, a większość czasu spędzali na przyjemnej rozmowie. Dyskutowali
na przeróżne tematy, jednak wyjątkowo często była to matematyka, królowa
wszystkich nauk. Dla nastolatka było ona zdecydowanie oczkiem w głowie i jego
ulubionym przedmiotem, odkąd tylko zaczął uczęszczać do szkoły. Już od
podstawówki wyrażał niesamowite zainteresowanie tymże przedmiotem. Z każdym
kolejnym rokiem był coraz lepszy, aż zaczął wybiegać poza materiał realizowany
na lekcjach i niektóre rzeczy próbował opanować samodzielnie, co przeważnie w
każdym wypadku mu wychodziło. Dodatkowo zawsze mógł pochwalić się tytułem
pupilka nauczycielki. Mimo takiego wybicia, mógł stracić swoją pozycję, o którą
dbał tyle długich i pracowitych lat. I to tylko przez dołączenie do klasy
jednej kruchej osóbki o burzy loków i wyjątkowym charakterze. Gdy tylko zorientował
się o jej umiejętnościach matematycznych, które wykazała podczas pisania testu
diagnostycznego, postanowił uprzykrzać jej życie w klasie. Nie mógł pozwolić,
żeby zrujnowała jego opinię. Z początku myślał, że jest typem kujonki, ale po
kilku rozmowach z nią przeprowadzonych, już wiedział, że ma do czynienia z
zupełnie kimś odmiennym. Dzięki swojej inteligencji potrafiła wybrnąć z każdej
sytuacji, znaleźć argument potwierdzający jej tezę i przede wszystkim, zawsze
odpyskować mu tak, że sam nie wiedział, co odpowiedzieć. Z czasem jednak
uświadomił sobie, że lubi z nią rozmawiać. Tłumaczył to sobie tym, iż była
jedyną osobą w klasie, która chciała z nim takie konwersacje prowadzić, gdyż
resztę zdążył już do siebie zrazić. Mimo, że te zajęcia służyły do przygotowania
ich do konkursu, to on doskonale zdawał sobie sprawę, że tak naprawdę mają one
drugie dno, którego Katherine najwidoczniej była całkowicie nieświadoma.
Nauczycielce nie chodziło tylko i wyłącznie o ich doszkalanie, chciała bowiem
dodatkowo zobaczyć, które z nich jest lepsze… Na początku starał się
rywalizować z szatynką, ale szybko wyszło na jaw, że było to bezsensu… Im
bardziej on się starał, tym na większego idiotę w jej oczach wychodził. W końcu
całkowicie odpuścił i zadania najczęściej rozwiązywali wspólnymi siłami, gdzie
żadne z nich nie wychylało się ponad drugie.
-
Każdy zrobiłby to w obronie bliskiej osoby - powiedziała Kate, wyciągając z
torebki długopis i kładąc ją na parapet, przy którym siedziała.
-
Niekoniecznie - oznajmił brunet - Dylan zna Rebekah dłużej niż Ty, a nawet nie
ruszyła się z miejsca – zauważył, napotykając spojrzenie Kate – No dobra,
odezwała się, ale to dopiero później.
Nastolatka już miała odpowiedzieć
Marc’owi, kiedy poczuła w kieszeni spodni wibracje. Zręcznym ruchem wyjęła
telefon i spojrzała na wyświetlacz.
-
Muszę na chwilę wyjść, mam ważny telefon – oświadczyła Katherine - Zaraz wracam – dodała, szybko podnosząc się z
miejsca i wychodząc na korytarz.
-
Mam zajęcia, Liam - poinformowała szatynka swojego chłopaka.
-
Wiem, dlatego dzwonię - odpowiedział brunet - Przyjadę po Ciebie –
zaproponował.
Logiki faceta nigdy nie zrozumiesz…
-
Przecież cały dzień mieliście spędzić w studio - stwierdziła dziewczyna.
To akurat była prawda. Zespół dość
intensywnie pracował nad nową płytą, tym samym spędzając większość swojego
czasu wolnego właśnie tam. Wyjeżdżali wcześnie rano, zazwyczaj równo z
siedemnastolatką, ale wracali późnym wieczorem, gdy ona najczęściej już spała,
zmęczona trudnym dniem w szkole. Dlatego też dużo rzadziej widywała się i
rozmawiała z Liam’em…
-
Chłopcy tam jeszcze muszą zostać, ale ja uwinąłem się wcześniej i stwierdziłem,
że Cię odbiorę - wyjaśnił Liam.
-
Okej - zgodziła się dziewczyna - Muszę już kończyć - powiedziała, po czym
rozłączyła się i wróciła do klasy.
Po chwili do sali przyszła też nauczycielka i
rozdała każdemu uczniowi po karcie pracy. Poprosiła o ich rozwiązanie, a w
razie jakichkolwiek problemów o zwrócenie się do niej. Zarówno Kate, jak i
Marc’owi wydawały się one banalnie proste, tym bardziej, gdy rozwiązywali je w
dwójkę, toteż skończyli wyjątkowo szybko.
***
Gdy tylko szatynka spakowała się, wyleciała z
klasy jak oparzona. Kiedy wyszła ze szkoły od razu rzucił jej się w oczy
samochód Liam'a, mimo to, że zaparkowany był w dyskretnym miejscu. "Dobrze,
że większość skończyła już lekcje" - pomyślała. Spokojnym, ale
zdecydowanym krokiem ruszyła w kierunku samochodu swojego chłopaka. Nie mogła
doczekać się spotkania z nim i spędzenia razem chociaż jednego krótkiego
popołudnia. Była tak bardzo spragniona jego bliskości, że powoli zaczynała
wariować.
Brunet, gdy tylko zobaczył swoją dziewczynę,
uśmiechnął się szeroko. Dla niego również był to ciężki okres. Jedynym
kontaktem, który utrzymywali, póki co, było tylko przyglądanie się jej podczas
snu i głaskanie po policzku lub włosach, co musiał robić niewiarygodnie ostrożnie,
gdyż nawet najdelikatniejszy dotyk na jej skórze, powodował niespokojność w jej
śnie. Gdy weszła do jego samochodu od razu poczuł się znacznie lepiej. Jakby
jakaś cząstka w jego sercu znów powróciła na swoje miejsce.
-
Hej, co tam? – przywitał się Liam, całując ją w policzek - Jak w szkole?
-
Cześć, bez zmian, ciągle się czepiają - wyjaśniła nastolatka, kładąc swoją
torebkę na kolanach.
-
Po weekendzie pewnie zapomną... Nie no, zapomnieć to raczej nie, ale pewnie
skończą o tym gadać i z pewnością znajdą sobie wiele innych, lepszych tematów
do rozmów - stwierdził chłopak, odpalając silnik samochodu.
-
Mam nadzieję, gdyż myślę, że Rebekah długo tak nie wytrzyma… - oznajmiła
młodsza siostra Loczka – W końcu z dnia na dzień, stała się sławna.
-
Przez dwa dni może wybuchnąć tyle skandalów z udziałem bardziej popularnych
gwiazd, że głowa mała… - powiedział brunet - Chciałabyś może dzisiaj gdzieś
wyjść? – zaproponował Liam, drastycznie zmieniając temat.
Nie chciał, żeby Katherine zajmowała się
takimi sprawami akurat teraz, kiedy mogli w końcu spędzić trochę czasu razem i
to bez wścibskiego spojrzenia brata szatynki.
-
Wiesz co, dałabym wszystko za posiedzenie w domu przed telewizorem -
stwierdziła.
Przez cały tydzień była tak zaganiana,
że jej jedynym marzeniem było obejrzenie jakiegoś filmu w towarzystwie koca
oraz ciepłych i zarazem opiekuńczych ramion Liam’a. Niepotrzebne jej były żadne
wystawne i drogie lokale, gdzie na każdym kroku śledziliby ich paparazzi…
Wystarczyła sama obecność jej ukochanego.
-
Na pewno? Nie chciałabyś pójść do kina? Restauracji na kolację? Czy na plażę,
póki nie jest jeszcze tak zimno? - zapytał brunet.
-
Przecież w tych wszystkich miejscach są paparazzi - stwierdziła niechętnie
Katherine.
-
Skoro tak Ci zależy, to możemy ten dzień spędzić w domu. Ważne, że będziemy
razem – powiedział, wjeżdżając na szeroki podjazd.
Para weszła do domu, trzymając się za ręce.
Gdy dziewczyna odłożyła torbę, rozsiedli się na sofie. Ciszę przerwał Liam.
-
W następny weekend jesteśmy zaproszeni do moich rodziców na obiad - oświadczył.
„Świetnie, kolejny stracony weekend” –
pomyślała szatynka, a na głos powiedziała:
-
Będę tęsknić…
-
JESTEŚMY zaproszeni - powtórzył brunet, kładąc nacisk na pierwsze wypowiedziane
przez siebie słowo - Ja i moja nowa dziewczyna, czyli Ty.
O, nie, nie, NIE! Ona jedząca z nimi obiad,
pijąca herbatę, rozmawiająca na przeróżne tematy… Nie i jeszcze raz NIE! Nawet
nie była w stanie wyobrazić sobie tego, a co dopiero przeżyć na żywo. Rodzice
Liam’a zapewne ciągle przyglądaliby się jej i zadawali pytania, na które ona z
pewnością nie umiałaby znaleźć inteligentnej odpowiedzi z tego całego stresu. Później
dziwiliby się z kim ich syn się związał. Nie dość, że przeciętna uroda, to
jeszcze całkowicie nietowarzyska… Perspektywa tego spotkania ogromnie ją
przerażała. Czuła czysty, niepohamowany strach…
-
Słucham…? – spytała, niedowierzając.
-
Ciebie też zapraszają – powiedział, uśmiechając się do dziewczyny, która
najwidoczniej była bardzo zaskoczona tym pomysłem.
-
A jeżeli ja się im nie spodobam... - zmartwiła się Kate.
-
Na pewno Cię polubią, nie ma innej opcji - odpowiedział pewnie chłopak.
Czego jak czego, ale tego akurat był
stuprocentowo pewny. Po niecałych dwóch latach związku z Danielle, zaakceptują
naprawdę każdą dziewczynę, gdyż ich niechęć do Peazer była nawet nieskrywana. Nie
lubili ją za dosłownie wszystko. Nie mogli znieść jej sposobu ubioru, wyglądu zewnętrznego,
ale najbardziej drażniło ich jej zachowanie. Gdy powiedział im o końcu ich
związku byli wniebowzięci. Jeszcze chwila, a skakaliby do sufitu z tej ogromnej
euforii, która ich ogarnęła. To nie tak, że byli przeciwni temu związkowi od
samego początku… Danielle pokazała pazurki dopiero wtedy, gdy była przekonana,
iż Liam nie zerwie z nią z powodu braku szacunku do rodziców chłopaka. Jak nie
patrząc, rozstali się z całkowicie innego powodu, którym była urocza siostra
jego przyjaciela, w której bez pamięci się zakochał.
-
Niekoniecznie - stwierdziła szatynka, wyrywając go tym samym z zamyślenia.
-
Nie martw się na zapas... Spodobasz się im. Jesteś cudowna, niesamowita,
przepiękna, urocza, no i mądra - wymieniał Liam.
-
Przestań, zawstydzasz mnie - wyznała Kate, nieznośnie się rumieniąc.
Para usłyszała jak jakiś samochód zatrzymuje
się przed ich domem. To by było na tyle intymności…
Po chwili do domu wszedł Harry z Rebekah.
-
Liam, nagrywamy jeszcze jedną piosenkę i kazali Cię wezwać - poinformował Hazza
– O Kate się nie martw, nie będzie się jej nudzić, bo spotkałem niedaleko
Rebekah, a one znajdą sobie jakieś zajęcie – oświadczył – Tylko bądźcie mi tu
grzeczne… - powiedział, ostrzegawczo machając im palcem.
-
Przecież powiedzieli, że na dzisiaj mam wolne - westchnął chłopak, ale mimo
wszystko niechętnie wstał z sofy - Przepraszam Cię, Kate - powiedział i
pocałował szatynkę w policzek - Wrócę jak najszybciej się da - zapewnił.
***
Czeeeść.! Obiecałam,
że rozdział pojawi się w piątek, ale jakoś tak szybciej udało mi się z nim
uwinąć i jest dzisiaj ;D Może dlatego, że jest krótszy od pozostałych… No nic,
ważne, że jest ;)
Z znad morza
przyjechałyśmy wypoczęte, opalone, z naładowanymi akumulatorami i co
najważniejsze z nowymi pokładami weny, bo tam też nie próżnowałyśmy ;D
Bardzo dziękuję za
wszystkie komentarze opublikowane pod ostatnim postem i zachęcam do dalszego
wyrażania swojego zdania ;)
Wasza Katherine ;*